SURMACZ
SAFETY
W sieci coraz częściej widzę komentarze w stylu: „Po co przepłacać za niemieckie czy francuskie marki, skoro Chińczycy robią to samo – tylko taniej?”
I faktycznie – wiele chińskich samochodów wygląda świetnie: nowoczesny design, bogate wyposażenie, zaskakująco dobra jakość wykonania. Ale prawda jest taka, że taniość nie bierze się znikąd.
W ciągu ostatnich kilku lat chińskie marki samochodowe przeszły ogromną metamorfozę. Jeszcze dekadę temu były synonimem tandety i niskiej jakości, dziś z powodzeniem konkurują z europejskimi koncernami. W rankingach sprzedaży elektryków w Europie coraz częściej pojawiają się takie marki jak BYD, MG czy NIO – a ich udział w rynku rośnie z miesiąca na miesiąc.
Jednak za tym sukcesem stoi nie tylko technologia i inwestycje, lecz także cały system ekonomiczno-społeczny, który z perspektywy europejskich standardów budzi poważne pytania etyczne.
Chińskie auta są tanie nie dlatego, że są gorsze. Wręcz przeciwnie – Chińczycy coraz częściej nie oszczędzają na technice, materiałach czy wykończeniu. Problem polega na tym, że system, w którym powstają, jest po prostu nieporównywalny z europejskim.
W Chinach koszty energii elektrycznej są 3,5x niższe niż w Europie. Pomnóżmy to przez miliony wyprodukowanych elementów – od najmniejszej śrubki po całe podwozie – i nagle robi się różnica na skalę miliardów. Warto też pamiętać, że niska cena energii w Chinach często wynika z jej źródła – większość prądu wciąż pochodzi tam z elektrowni węglowych. To oznacza, że choć końcowy produkt – samochód elektryczny – jest ekologiczny w użytkowaniu, jego produkcja wiąże się z ogromnym śladem węglowym.
Innymi słowy: część emisji, których w Europie udało się uniknąć, po prostu została „wyeksportowana” do Azji.
Do tego dochodzi inny, o wiele poważniejszy problem – sposób, w jaki ta „tania produkcja” jest możliwa.
Choć prawo pracy w Chinach formalnie się poprawiło, wciąż istnieją miejsca, w których warunki pracy przypominają współczesne niewolnictwo. Tysiące ludzi z biedniejszych regionów kraju przyjeżdża do miast z nadzieją na lepsze życie – a trafia do zakładów, gdzie dostają jedynie dach nad głową i minimalne wyżywienie. Ich wynagrodzenie? Często symboliczne albo żadne.
I to nie jest problem ograniczony do Azji.
Kilka tygodni temu brazylijscy prokuratorzy oskarżyli jednego z chińskich producentów samochodów, który coraz mocniej wchodzi na rynek europejski – w tym polski – o dopuszczanie się współczesnego niewolnictwa i handlu ludźmi.
Jak ustalili śledczy, pracownicy jednej z fabryk pracowali w skrajnie trudnych warunkach – bez wynagrodzenia, z zakazem opuszczania miejsca pracy, często w niebezpiecznych halach pozbawionych podstawowych zabezpieczeń. Prokuratorzy zażądali od firmy wypłaty zadośćuczynienia w wysokości 50 tysięcy reali (ok. 40 tysięcy złotych) za każdego pracownika, którego dotknęły te praktyki.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że mowa o setkach osób – skala tego procederu jest porażająca. W ostatnich latach coraz więcej organizacji międzynarodowych apeluje o wprowadzenie globalnych standardów odpowiedzialności korporacyjnej. Unia Europejska już pracuje nad dyrektywą CS3D (Corporate Sustainability Due Diligence Directive), która ma zobowiązać firmy do kontrolowania warunków pracy w całym łańcuchu dostaw – również poza Europą.
Co więcej, raporty pokazują, że nie tylko chińskie, ale i niektóre koreańskie koncerny działające w Ameryce Południowej i Azji dopuszczają się podobnych nadużyć. Warunki pracy w tych fabrykach są dalekie od standardów, które obowiązują w Unii Europejskiej.
Źródło: https://www.amnesty.org/en/latest/news/2024/10/human-rights-ranking-electric-vehicle-industry/
Europejscy producenci od lat zmagają się z coraz bardziej rygorystycznymi przepisami:
Zielony Ład, limity emisji CO₂, normy środowiskowe, obowiązki ESG, raportowanie i audyty.
I to dobrze – bo dzięki temu nasze samochody są bezpieczne, a środowisko chronione. Ale każdy z tych przepisów oznacza konkretne koszty, których chińskie fabryki nie ponoszą.
To sprawia, że europejski przemysł gra w nierówną grę. Bo jak konkurować z kimś, kto nie przestrzega zasad, którym my jesteśmy zobowiązani?
Efekty już widać – europejskie fabryki ograniczają produkcję, a część komponentów przenoszona jest do Azji. Według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA), od 2019 roku Europa straciła ponad 200 tysięcy miejsc pracy w branży motoryzacyjnej.
Każdy nowy chiński zakład montażowy w Europie oznacza nie tylko inwestycję, ale też stopniowe wypieranie lokalnych dostawców i technologii. To zjawisko, które na dłuższą metę może osłabić europejską niezależność przemysłową.
Chińczycy od lat budują potęgę w sposób przemyślany: zaczynali od przejmowania technologii światowych marek, potem je kopiowali, a dziś – sami dyktują warunki.
Dysponują surowcami, fabrykami, transportem i gigantycznym rynkiem zbytu. Większość części, z których składane są europejskie samochody, i tak pochodzi z Chin. Czyli – chcąc nie chcąc – nawet europejskie koncerny są od nich zależne.
To nie jest przypadkowe działanie – to wieloletnia strategia. Chińskie władze od ponad wieku miały jeden cel:
„Najpierw uczymy się od Zachodu, potem go doganiamy, a na końcu – wyprzedzamy.”
I dziś ten plan staje się faktem.
Nie płacimy jej przy zakupie auta – płacimy ją pośrednio: utraconymi miejscami pracy, utratą niezależności przemysłowej, uzależnieniem od importu.
A także moralnie – przymykając oczy na ludzkie cierpienie, które stoi za niską ceną nowego elektryka.
Dlatego zanim ktoś powie:
„Niech Chińczycy pokażą Europejczykom, jak robić tanio i dobrze” –warto zapytać: czy naprawdę chcemy świata, w którym taniej oznacza cierpienie kogoś innego?
Świadomość konsumentów w Europie rośnie – coraz częściej pytamy nie tylko ile coś kosztuje, ale kto za to zapłacił naprawdę.
W erze globalnych łańcuchów dostaw każdy produkt ma swoją historię. Czasem piękną – o innowacji i postępie. Ale czasem także tę ciemniejszą – o wyzysku, presji i braku poszanowania ludzkiej godności. Tym artykułem nie chce nikomu powiedzieć: Nie kupujcie chińskich samochodów. Chcę, aby każdy z nas zdawał sobie sprawę z tego jakie mogą być późniejsze konsekwencje.
Autor: Rafał Surmacz
Prawa autorskie: © 2025 SURMACZ SAFETY. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Tekst może być wykorzystywany tylko w celach niekomercyjnych z zachowaniem pełnej informacji o autorze.
CO OFERUJEMY
Ochrona Przeciwpożarowa
Audyty, dokumentacja i Szkolenia BHP
Nadzór BHP na Budowie
Outsourcing i Stała Obsługa BHP
© 2025 Surmacz Safety. Wszelkie prawa zastrzeżone. |
PROFESJONALNA OBŁUSGA
BHP I PPOŻ.
DZIAŁAMY W GORLICACH, MAŁOPOLSCE I CAŁEJ POLSCE POŁUDNIOWEJ
KONTAKT
WAŻNE LINKI
NIP: 738 217 33 28
surmaczsafety@gmail.com
+48 533 900 962
ul. Tadeusza Kościuszki 26
38-300 Gorlice